Jesteś w: Lalka

Historia Minclów

Autor: Karolina Marlęga     Serwis chroniony prawem autorskim



Nierobienie oszczędności, a raczej nieodkładanie co dzień choćby kilku groszy, było w oczach Mincla takim występkiem jak kradzież. Za mojej pamięci przewinęło się przez nasz sklep paru subiektów i kilku uczniów, których pryncypał dlatego tylko usunął, że nic sobie nie oszczędzili. Dzień, w którym się to wydało, był ostatnim ich pobytu. Nie pomogły obietnice, zaklęcia, całowania po rękach, nawet upadanie do nóg. Stary nie ruszył się z fotelu, nie patrzył na petentów, tylko wskazując palcem drzwi wymawiał jeden wyraz: fort! fort!... Zasada robienia oszczędności stała się już u niego chorobliwym dziwactwem.

Poza tym na każdą Wigilię odsłaniał „ludzkie” oblicze, obdarowując pracowników upominkami: Na każdą Wigilię Bożego Narodzenia Mincel dawał nam podarunki, a jego matka w największym sekrecie urządzała nam (i swemu synowi) choinkę.

Niemiecki kupiec, przekazując sklep we władanie Rzeckiego, gdy w 1846 roku zanotował spadek utargu, dowiódł, że potrafił docenić talent Polaka i że najważniejsze dla niego było wspieranie młodego, zdolnego i kochającego swoją profesję Rzeckiego.

Mincel zmarł kilka lat później, gdy opuściły go wszelkie siły i chęci do życia po tym, jak oskarżono go o wybicie szyby we własnym sklepie. Odszedł, siedząc w swoim ulubionym fotelu, z otwartą książką handlową na chudych kolanach.

Po jego śmierci prowadzeniem sklepu zajęli się jego krewni, którzy jednak wprowadzili nowe zasady w zarządzaniu handlowym przedsiębiorstwem. I tak Franc skupił się na powielaniu dochodu w „starym” sklepie na Podwalu, w którym oferował towary kolonialne, zaś Jan otworzył filię na Krakowskim Przedmieściu, gdzie z kolei sprzedawał wyroby galanteryjne.

Dalsze losy rodziny Minclów poznajemy również z kart Pamiętniku starego subiekta. Pół roku po śmierci Jana Mincla, który notabene dzięki swojemu wstawiennictwu sprowadził do kraju przebywającego w 1851 roku w więzieniu w Zamościu Rzeckiego, Stanisław Wokulski poślubił owdowiałą Małgorzatę Pfeifer. Pięć lat później, po odejściu wiecznie zazdrosnej, zaborczej i kłótliwej, lecz kochającej go żony (nazywała go swoim Stasiulkiem), która zmarła przez to, że chciała się podobać młodszemu mężowi (aby odjąć sobie lat smarowała się różnymi podejrzanymi specyfikami, aż w końcu: I zmarło biedactwo niespełna we dwie doby na zakażenie krwi, tyle tylko mając przytomności, aby wezwać rejenta i cały majątek przekazać swemu Stasiulkowi), główny bohater powieści stał się jedynym właścicielem pokaźnego niemieckiego majątku i sklepu na Krakowskim Przedmieściu (którym w czasie akcji właściwej powieści kieruje Ignacy Rzecki): Stach i po tym nieszczęściu milczał, ale osowiał jeszcze bardziej. Mając kilka tysięcy rubli dochodu przestał zajmować się handlem, zerwał ze znajomymi i zagrzebał się w naukowych książkach.
strona:   - 1 -  - 2 - 



  Dowiedz się więcej